Andrzej Strzelecki – wspomnienie

Andrzeju,
kiedy pracuje się ze sobą kilkanaście godzin na dobę, w dodatku pracuje na scenie, można się znienawidzić albo zaprzyjaźnić. Nam w Koszalinie zdarzyło się to drugie.

Teatr - plakatPoznaliśmy się w szkole teatralnej, ale kiedy nie studiuje się na jednym roku i ma ponad 50 godzin obowiązkowych zajęć w tygodniu, nie ma czasu na pielęgnowanie znajomości. Kilka lat potem, w roku 1981 zjawiłeś się w koszalińskim teatrze, aby realizować swoją autorską wersję „Alicji w Krainie Czarów”. Po dwie czterogodzinne próby dziennie. Wyczerpujące, bo w spektaklu było 13 piosenek Twojego autorstwa z fantastyczną muzyką Wojtka Głucha, które trzeba było nie tylko zaśpiewać ( na żywo, bez mikroportów), ale i zatańczyć. Kiedy po pierwszym tygodniu prób zebrałeś 6 najmłodszych facetów z zespołu aktorskiego i powiedziałeś, że masz taki „fajny tekścik”, który może warto by było „przy okazji” zrealizować, pomyśleliśmy „zwariował”. „Przy okazji”, czyli po wieczornych próbach. A te kończyły się o 22.00. Propozycja była szalona, ale i owa szóstka również miała w sobie szaleństwo. Odtąd każda nasza doba wyglądała tak samo: od 10.00 do 14.00 i od 18.00 do 22.00 próby „Alicji”, a potem próby „Clownów” do 3.00, 4.00 nad ranem. Bez żadnej gwarancji, że tych „Clownów” kiedykolwiek zagramy, bo robiliśmy to przedstawienie „na czarno”, poza planem repertuarowym teatru. Premiera miała odbyć się 13 grudnia 1981 roku. Tego dnia zamiast „Teleranka” obejrzeliśmy generała Jaruzelskiego. Pracę wszystkich teatrów zawieszono i na kolejnych próbach „Alicji” spotkaliśmy się za kilka tygodni. O „Clownach” nikt nie wspominał, bo tekst i tak do tej pory niezgodny z oficjalną linią miłościwie panującej nam władzy, w stanie wojennym nabrał dodatkowej mocy. Szkoda tylko było tych zarwanych nocy i ciężkiej pracy, zatem „Strzelec” któregoś dnia postanowił: „Pójdę do cenzury, zobaczymy, co skreślą. Jak zostanie z tego trochę teatru, zagramy”. Pani cenzor zrobiła nam wielką niespodziankę. Powiedziała, że musi zobaczyć ten utwór na scenie, bo zbyt wiele w nim didaskaliów w rodzaju: ”etiuda ruchowa”, „parada”, „ clownada” itp. Musi zobaczyć na scenie, czyli będziemy mogli zagrać. Targi z dyrekcją na temat, kto może zasiąść na widowni, trwały kilka dni. W końcu usłyszeliśmy: „Najbliżsi”. W dniu premiery czy raczej „zamkniętego pokazu” widownia zapełniła się do ostatniego miejsca. Mieliśmy ponad 400 „najbliższych”. Wśród nich kilkudziesięciu najwybitniejszych ludzi polskiej sceny, którzy odwiedzili tego dnia i nasz teatr, i internowane w pobliskim Darłówku Halinę Mikołajską i Zofię Mrozowską.

„Clowni” to opowieść o losach sześciu clownów, których dyrekcja cyrku ogranicza i unifikuje na wszelkie możliwe sposoby. I kiedy wydaje się, że nie zasmakują oni prawdziwej twórczej wolności , pada nagle zaskakujący komunikat: „Od dzisiaj wszystko wam wolno”. Cóż, kiedy wysłuchują go oni, stojąc na arenie otoczonej kratami, które stawiane są w cyrkach przed występami dzikich zwierząt. Zza tych krat mówiłem jeszcze końcowy utwór o kulturze i języku, które pozwoliły Polakom przetrwać najtrudniejsze momenty w historii, potem śpiewaliśmy pieśń o wolności i… . No, właśnie, spektakl się skończył, myśmy stali otoczeni kratami, przed nami stała widownia i wszyscy tworzący ją ludzie płakali. Po długiej chwili ktoś krzyknął: „My was wypuścimy!” i ludzie wbiegli na scenę, i w mgnieniu oka rozwalili kraty.

Potem były różne prowokacje bezpieki w teatrze, rewizje w domach, ale i wielki sukces „Clownów” na Festiwalu Teatrów Polski Północnej w Toruniu, gdzie rozbiliśmy bank nagród.

Spotkaliśmy się potem kilka razy w Warszawie, kilka w Płocku, wiele razy w naszym włocławskim „impresaryjnym”. Przyjeżdżałeś jako autor, reżyser, aktor z różnymi spektaklami. Zawsze byłeś taki sam. I jako początkujący reżyser, i jako dyrektor teatru „Rampa”, i jako rektor Akademii Teatralnej. Andrzej, „Strzelec”. Życzliwy, otwarty na świat i ludzi, z niezwykłą pogodą ducha i poczuciem humoru.

Jesteś teraz, Andrzeju, na największym polu golfowym i największej scenie. Graj!
Jan Polak